zazwyczaj kupowałem od ludzi którzy robili na tym biznes dlatego często palenie było słabej jakości oprócz tego zdarzało się, że temat był obciążony różnymi substancjami. Pamiętam jak mój znajomy z Niemiec w latach 90tych trafił nawet na palenie które było obciążone ołowiem przez co trafił do szpitala. Mi w tej kwestii trochę bardziej się poszczęściło – najczęściej trafiałem na trawę obciążona talkiem lub cukrem przez co traciła na smaku i zapachu. Przynajmniej palenie tych substancji nie było tak szkodliwe jak ołowiu… Jak o tym myślę to przypomina mi się pierwszy wypad do Czech ze znajomymi gdzie paliliśmy tamtejsze „smakołyki”. Nie będę Was zanudzać tą historią – chciałem tylko powiedzieć, że nigdy nie spotkałem się z tym, żeby w Czechach MJ była z czymkolwiek mieszana. Nie wiem czy po prostu zawsze miałem szczęście ale wydaje mi się, że tam jest kultura palenia marihuany, więcej ludzi robi to z pasji a w Polsce to tylko biznes
Zawsze marzyło mi się wyhodować coś swojego, bardzo bałem się konsekwencji prawnych dlatego przez długi czas wolałem kupować i ewentualnie wpaść jako zwykły konsument niż zostać złapanym na sadzeniu. Moja przygoda z hodowlą zaczęła się jakieś 7 lat po zapaleniu pierwszego jointa, niestety raczej nic z tego nie wychodziło… najczęstszym powodem była zwierzyna – oprócz tego, że dziki ryły korzenie, po sarny którym bardzo smakowała egzotyczna roślina to najgorszym problemem były ślimaki, dla nich konopia musiała być prawdziwym rarytasem. Z czasem wyczytałem, że warto jest zostawić ludzki zapach obok miejscówki więc zacząłem robić jedynkę lub dwójkę w pobliżu. Jeśli w końcu coś zaczęło mi wychodzić to pojawił się kolejny problem, mianowicie pleśń. Zaczęło się od tego, że gdy nasiona sezonowe już dochodziły najczęściej z początkiem października i później to właśnie wtedy zamiast zbierać piękne plony zaczynało się grzybobranie… już nawet pomijając fakt głównego topa który w każdym plancie był spleśniały to nawet mniejsze kwiaty również były zainfekowane pleśnią. Bardzo długo robiłem odmiany sezonowe do momentu, w którym nie pojawiły się automaty czyli rośliny automatycznie kwitnące ale jakoś nie przypadły mi do gustu – były dużo mniejsze od sezonówek co wiązało się z dużo mniejszym plonem. Już myślałem, że będę skazany na wieczność z automatami ale przypadkiem na jakimś forum trafiłem na odmiany Fast Version inaczej zwane półautomatami, które jak się potem okazało były czymś co rozwiało wszystkie moje problemy z pleśnią i małym plonem. Przetestowałem takie odmiany jak Jack 47 F1 Fast Version z Sweet seeds’a, Candy Kush Express z Royal Queen Seeds. Wszystkie fasty radziły sobie świetnie w naszym kapryśnym dla sezonówek środkowoeuropejskim klimacie jednak cena mogła by być niższa. Przeszukując internet i sklepy z nasionami trafiłem na tańsze nasiona jednego z seedbanków – Amnesia Lemon F1 Fast Version i Critical F1 Fast Version z Pan Pestka Crew. Na początku byłem sceptycznie nastawiony do kupowania z nieznanej marki ale dostałem gwarancje, że breeder który je produkuje – jest już na rynku ponad 10 lat i jakością wcale nie różnią się od tych nasion F1 z topowych marek. Co prawda opakowania tych nasion nie powalają na kolana ale za to cena była bardzo atrakcyjna, więc się skusiłem.
Sezon 2017 był dla mnie najlepszy, wszystkie planty zaczęły kwitnąć wcześniej jak się spodziewałem. Kwiaty były przepiękne, srebrne od kryształków do tego świetnie pachniały. Problemu z pleśnią już nie było pomimo tego, że wrzesień był deszczowy. Były perypetie z ślimakami ale ślimakol załatwił sprawę. Od momentu gdy zacząłem robić półautomaty co sezon robię mniej krzaków bo nie muszę się martwić o to, że coś pójdzie nie tak. Polecam wszystkim growerom sprawdzić na outdoor nasiona półautomatyczne F1 Fast Version. Ja osobiście się zakochałem i już nigdy nie wrócę do odmian sezonowych czy automatów.
Mam nadzieje, że kiedyś prawo w Polsce się zmieni, przynajmniej dla tych najbardziej potrzebujących – chorych ludzi na raka, stwardnienie rozsiane, padaczkę czy wiele innych chorób które THC i CBD leczy. Jeśli chodzi o komercyjne palenie to uważam, że również miałoby to dobry wypływ na jakość marihuany – mniej zatruć i psucia sobie zdrowia jakimiś substancjami które tylko zanieczyszczają dzisiejszą trawkę dostępną na ulicy. Podatki z legalnej marihuany mogłyby zostać przeznaczone na walkę z uzależnieniami oraz zwiększenie świadomości wśród ludzi. Myślę, że to tylko kwestia czasu – pytanie jak długo to potrwa zanim nasz rząd to zrozumie. Pozdrawiam chłopaków z panpestka.pl i życzę wszystkim zdrowych i dużych zbiorów na outdoorze 2018. Czarek ze Śląska